Jednym z przejawów bolszewizmu było mieszanie polityki ze sprawami lokalnymi i prywatnością

Do czego doprowadził bolszewizm to chyba nikogo nie trzeba uświadamiać. Warto jednak przypomnieć, czym była mentalność bolszewicka. To oczekiwanie, powstałe w wyniku ograniczenia materialnego lub intelektualnego,  aby inni myśleli tak jak oni bez względu na rację. Odmienność poglądów uznawali za zagrożenie dla siebie i prawo do ataku. Z powodu niskich kompetencji nie potrafili lub nie chcieli odróżnić ideologii (polityki) od kwestii kulturowych  i  spraw prywatnych.  Skutek bolszewizmu był opłakany nie tylko w wymiarze bezwzględnego niszczenia wyimaginowanych przeciwników („wrogów ludu”), ale też w sferze rozwojowej, w tym gospodarczej.  Oczywiście bolszewizm jest obecnie jedynie przenośnią dla wskazania, że nie wolno nikomu ograniczać jego sposobu myślenia ani dążyć do ukarania za posiadanie odmiennego pomysłu.

Źle się dzieje, jeżeli do spraw samorządowych próbuje się wprowadzić ideologię polityczną lub według tej ideologii dzielić społeczeństwo.  Jeżeli ktoś próbuje wyładowywać własne frustracje poprzez atak personalny i pomijanie argumentów merytorycznych to niestety taka mieszanka kojarzy mi się tylko z problemami mentalnymi lub „wrodzonym” totalitaryzmem.

W mojej ocenie w samorządzie nie powinno być polityki. Jako technokrata nie popieram współczesnego wymiaru polityki opartej w znacznej części na układach a nie na kompetencji, ale jednocześnie jako urzędnik państwowy znam realia prawne i nie mam uprzedzeń do partii politycznych. W swojej karierze zawodowej współdziałałem z różnymi osobami (z pozycji eksperckiej) z różnych układów politycznych. Współdziałałem z administracją Prezydenta A.Kwaśniewskiego w związku z przygotowaniami do wejścia Polski do Unii Europejskiej,  z administracją Prezydenta L.Kaczyńskiego a następnie Prezydenta B.Komorowskiego w związku z realizacją zadań w BNN. Koordynowałem działania Straży Granicznej w związku z przygotowaniami wejścia Polski do strefy Schengen pod rządami ministra W.Stasiaka. Współudziałem też z wicepremierem G.Schetyną m.in. w sprawie sporu z Komisją Europejską dot. budowy radarowego systemu ochrony wybrzeża morskiego. Mnie nie przeszkadzają poglądy innych ludzi, ale też oczekuję, aby inni nie mieszali kwestii politycznych ze sprawami samorządowymi, służbowymi lub prywatnymi.  Do naszego Stowarzyszenia należą osoby o różnym światopoglądzie i różnej orientacji politycznej, ale to nie tylko nie przeszkadza nam w dyskusjach o sprawach lokalnych, ale stanowi wartość dodaną. W działalności naszego Stowarzyszenia nie kierujemy się ani przeczuciami ani odczuciami, ani ideologią lub polityką tylko czystą logiką i przepisami prawa.

Źle się dzieje, jeżeli ktoś nie odróżnia  przepisów prawnych od własnych wyobrażeń. Przepisy wynikające z założeń współczesnej demokracji nie wymagają, aby na stanowiska z wyboru (np. wójt, burmistrz, prezydent, radni) lub z nadania politycznego (np. ministrowie) potrzeba byłoby mieć jakieś kompetencje lub predyspozycje. Prawo nie zabrania kandydowania np. na radnych, przez osoby z niepełnosprawnością intelektualną (np. w stopniu lekkim, co odpowiada poziomowi rozwoju 12-latka). Takie jest prawo demokracji. Jakiekolwiek szykanowania związane z kandydowaniem na stanowiska z wyboru z powodu wykształcenia, poglądów politycznych, rasowych lub religijnych albo niepełnosprawności intelektualnej są prawnie niedopuszczalne i mogą skutkować odpowiedzialnością karną.  Kolejną sprawą  jest brak przepisów pozwalających na rozliczenie kandydatów na urząd z deklaracji przedwyborczych.  Co zrealizowała z obietnic przedwyborczych burmistrz W. Kwiatkowska? Na przełomie 2017 i 2018 r. sporo emocji w tym zakresie wywołała próba rozliczenia porozumienia zawartego w 2014 r., które umożliwiło W. Kwiatkowskiej objęcie władzy burmistrza (zob.Porozumienie społeczne W.Kwiatkowskiej-1 )

Można powiedzieć, że ustawodawca tworząc przepisy prawne przyjął założenie, że osoby kandydujące na stanowiska z wyboru powinny być uczciwe i dobrowolnie spełnić deklaracje przedwyborcze. Jednocześnie ustawodawca przewidział, że osoby kandydujące w praktyce mogą się nie sprawdzić na zajmowanych stanowiskach i stworzył kilka możliwości „naprawczych”. Podstawową z nich jest zasada podziału władzy. Na poziomie samorządu ustawodawca rozdzielił kompetencje między radę gminy a burmistrza i dał radnym szerokie uprawnienia do wyznaczania zadań dla organu wykonawczego i kontroli burmistrza. Mówiąc obrazowo tylko od poziomu wiedzy lub chęci radnych zależy czy to burmistrz rządzi radą czy rada burmistrzem. Ustawodawca przewidział też m.in. możliwość odwołania burmistrza i radę gminy w drodze referendum, gdzie o decyzji rozstrzyga większość mieszkańców. Oczywiście osoby niezadowolone z wyboru mają prawo do protestów a nawet tworzenia publicznej histerii. Takie, ogólnie mówiąc, są założenia współczesnej demokracji, z którymi można się zgadzać lub nie, ale trzeba mieć świadomość ich istnienia.

W Milanówku jest grupa osób, która w mojej ocenie chce odwrócić relacje współczesnej demokracji: 1) trzeba było przewidzieć, że burmistrz będzie oszukiwał, a kto tego nie przewidział to jest wrogiem; 2) temu, że Rada Miasta nie potrafi wyegzekwować od burmistrza nałożonej na niego roli, winny jest burmistrz a kto inaczej myśli jest wrogiem; 3) nie wolno mówić,  że radni nie mają wizji rozwoju miasta, a kto odważy się tak powiedzieć to jest wrogiem; 4) tylko kandydat „nasz” na burmistrza ma rację, a kto odważy się promować innego kandydata to jest wrogiem; 5) sama myśl, że ktoś może inne zdanie jest wystarczającym powodem do blokowania osoby a nawet personalnego ataku.  Parafrazując idealizm ontologiczny G. Hegla  („jeśli teoria nie zgadza się z faktami, tym gorzej dla faktów„) dla niektórych osób mających problemy mentalne usprawiedliwione jest „karanie” za posiadanie odmiennego pomysłu („jeżeli rzeczywistość nie zgadza się z założoną tezą tym gorzej dla rzeczywistości”).

Nie mieliśmy i nie mamy uprzedzeń do burmistrza Wysockiego i burmistrz Kwiatkowskiej. Na przełomie 2017 i  2018 r. zaproponowaliśmy nawet ówczesnej burmistrz W. Kwiatkowskiej podpisanie porozumienia o współpracy. Na początku 2018 r. przekazaliśmy jej algorytm pozwalający na obiektywny wybór dróg do remontu oraz projekt uchwały w sprawie konsultacji społecznych umożliwiający zwiększenie wpływu mieszkańców m.in. na decyzje inwestycyjne. Pomimo pozytywnych, publicznych deklaracji, Pani burmistrz nie podpisała porozumienia, nie wprowadziła kryteriów remontów dróg, kryteriów budowy kanalizacji ani nowych rozwiązań w sprawie konsultacji społecznych.  Odwrotnie kontynuowała forsowanie budowy kilku dróg z kostki granitowej w sytuacji, gdy inni mieszkańcy tonęli w błocie. Takie postępowanie uznaliśmy za przejaw arogancji władzy i kpię z mieszkańców (http://komitet-milanowek.org.pl/2018/03/burzliwe-posiedzenie-komisji-rady-miasta-w-sprawie-remontow-drog/).

Skąd się wziął burmistrz Remiszewski? Zacznijmy od historii. Pierwszym wójtem Gminy Milanówek (1919 r.) został sędzia Sądu Najwyższego Apoloniusz Csaky, który przez 9 lat całą swoją pensję  przeznaczał na budowę ulic Kościelnej i Dworskiej. Obietnicę oddawania swojej pensji na cele społeczne złożył w czerwcu 2018 r. Piotr Remiszewski. Publicznie przyrzekł również, że będzie podporządkowywał się decyzjom Rady Miasta a wszystkie istotne sprawy konsultował z mieszkańcami. Te okoliczności spowodowały, że zyskał naszą sympatię i dostęp do pomysłów i gotowych rozwiązań organizacyjnych i prawnych mogących poprawić sytuację w naszym Mieście. Uznajemy, że każdy człowiek na stanowisku decyzyjnym powinien mieć prawo wyboru. Tak więc Piotr Remiszewski samodzielnie dobrał sobie kandydatów na radnych a po wyborach swoich współpracowników. Miał takie prawo, ale też wziął na siebie odpowiedzialność za dobór ludzi. Takie są zasady współczesnej demokracji, że na decydenta „spadają” zarówno sukcesy jak i porażki podległych pracowników.

Z perspektywy czasu możemy się zastanawiać, dlaczego tak mało osób zdecydowało się kandydować na burmistrza? Dlaczego nie zdecydowała się kandydować na funkcję burmistrza Justyna Z. osoba o dużym wyczuciu społecznym i znajomości spraw samorządowych? W tym miejscu mogę jedynie ponownie przytoczyć to, co napisałem kilka dni przed pierwszą turą wyborów w 2018 r. zastanawiając się, dlaczego dobór osób na stanowisko burmistrza jest tak ograniczony, że jako mieszkańcy musimy wybierać między przysłowiową dżumą a cholerą? „Mam nadzieję, że nie sprawdzą się tym razem słowa Wyspiańskiego o złotym rogu”. (http://komitet-milanowek.org.pl/2018/10/czy-milanowek-ma-pecha-do-wlodarzy-miasta-2/).

Po objęciu urzędu burmistrza Piotr Remiszewski nie podjął realizacji istotnych punktów swojego programu wyborczego (np. wprowadzenia kryteriów wyboru inwestycji miejskich, zmian w zasadach konsultacji społęcznych). Jako grupa poczuliśmy się oszukani, ale w świetle przepisów prawnych miał takie prawo. Wielokrotnie ostrzegaliśmy burmistrza o popełnianych błędach (przede wszystkim niejasnej roli sekretarza Miasta i błędnym przeświadczeniu, że wraz z objęciem stanowiska „spływa” wiedza i mądrość, https://www.obiektywna.pl/milanowek/nie-chcemy-miec-krola-slonce). Myślę, że największym problemem wizerunkowym burmistrza w relacjach społecznych jest właśnie sekretarz miasta, ale myślę też, że w ocenie burmistrza ten „mega fachowiec” jest jedynym jego obrońcą.  W tym kontekście nurtuje mnie pytanie, komu bardziej zależy na obecnym sekretarzu miasta: burmistrzowi czy opozycji, która na „bazie sekretarza” może grillować burmistrza? Każdy człowiek może wierzyć w to, co chce. Każdy decydent ma prawo doboru pracowników, ale też ponosi odpowiedzialność za ich błędy i niedopatrzenia.

Są osoby, które oczekują przeprosin z powodu wyboru P.Remiszwskiego na burmistrza, prorokując jak sądzę, że sprawdzi się przenośnia literacka z Wesela  Wyspiańskiego „miałeś Chamie złoty róg”.  Myślę, że zanim zacznie się mówić o przeprosinach to wcześniej powinno się zrobić rzetelne porównanie tego, co dokonali poprzednicy P. Remiszewskiego w analogicznym  okresie sprawowania władzy (tj. w ciągu 26 miesięcy) i zapytać tych co obecnie tylko krytykują czy mają jakieś własne pomysły.  Nie jest bowiem prawdą, że burmistrz P.Remiszewski nic nie zrobił. Przypomnę jedynie o kąpielisku miejskim, które w ocenie W.Kwiatkowskiej było niemożliwe do uruchomienia; remoncie kładki nad torami PKP, której groziło zamknięcie; pozyskaniu dużego dofinansowania w wysokości ok. 38 mln zł na różne cele (np. budowę parkingów, remont Willi Waleria, przebudowę targowiska miejskiego). Moim zdaniem burmistrz P.Remiszewski zrobił więcej w ciągu 26 miesięcy aniżeli razem wzięci burmistrz Wysocki i burmistrz Kwiatkowska w analogicznym okresie czasu. Jeżeli ktoś ma odmienne zdanie to zapraszam do dyskusji. Oczywiście zupełnie inną sprawą jest to, czego burmistrz Remiszewski nie zrobił a mógł to zrobić i o to właśnie mamy do niego pretensje oraz będziemy się domagać pełnej realizacji obietnic przedwyborczych albo ustąpienia ze stanowiska.

 

Opracował: Lucjan Bełza